WHISTLER – to trzeba zobaczyć

WHISTLER – to trzeba zobaczyć

W polskiej kinematografii rowerowej nie brakuje pozycji, które śmiało mogą aspirować do grona tych światowych. I bynajmniej nie chodzi już o to, że Polacy coraz częściej odwiedzają kultowe miejscówki, ale fakt, że ich dzieła są naprawdę dobre.

 

Najnowszym przykładem na poparcie tej tezy jest dzieło Kuby Gzeli. Projekt nosi nazwę WHISTLER i przybliża widzom wydarzenia z tegorocznego festiwalu Crankworx Whistler (tak, wiemy, odkryliśmy właśnie kosmos i nowe planety). O instytucji tej imprezy nie musimy raczej nikomu opowiadać, bo to w zasadzie największa biba tego typu na świecie. Poza tym samo miejsce jest prawdziwą mekką ekstremalnego kolarstwa górskiego… zatem przy takiej okazji i w takim miejscu mogą się znaleźć tylko prawdziwi szczęściarze.

Film, który powstał w B.C., to 22 minuty materiału przepełnionego pięknymi lotami, ładnymi kadrami i ciekawym montażem. W puli bohaterów same tuzy światowego mtb, a ich scena to najlepsze i kultowe trasy kanadyjskiego bike parku. Film poprzedzał trailer, po którym apetyty na pełną wersję były niemałe. Potem film zaprezentowano na srebrnym ekranie, ale tylko nieliczni mieli tę możliwość, by uczestniczyć w premierze. Na szczęście przyszła też pora na nagrodę dla najbardziej cierpliwych fanów Kuby i jego twórczości. Przed kilkoma dniami w sieci, a dokładniej na portalu pinkbike, odbyła się oficjalna premiera online i oddanie pełnej wersji filmu we władanie czytelników. Opinie są bardzo dobre, ale nie będziemy was przekonywać. Najlepiej jak sami rozsiądziecie się wygodnie i przeżyjecie najbliżej 22 minuty w miejscu, które każdy rowerzysta śmiało nazwałby rajem.