Veni, Vidi, pompowali- czyli Pumptrack Masters we Wrocławiu

Ostatni weekend sprawił, że Wrocław był najbardziej widocznym miastem na mapie rowerowej Polski. Wszystko za sprawą dwóch bratnich imprez, które ściągnęły do stolicy Dolnego Śląska masę zawodników, chcących sprawdzić swoje pumptrack’owe skillsy. Na tym zdaniu kończymy oficjalną relację. Pora napisać, jak wyglądało to w rzeczywistości. Generalnie rzecz biorąc, ostatni weekend należał do takich, kiedy nikogo nie dziwi widok ludzi chlapiących się gdzie tylko i czym tylko można. Upał srogo przypiekał, a temperatura sięgała 32 stopni. W takich to warunkach przyszło nam pośmigać trochę na rowerze. Ale czy ktoś narzekał? Hmmm… Dzień pierwszy: SOBOTA Sobotni wieczór nazwano „biforem” przed niedzielną edycją Pumptrack Masters, organizowaną przez chłopaków z Radical SM. A jako, że Wrocław jest miastem o największej ilości pumptrackowych miejscówek, postanowiono rozgrzać się poza obszarem słynnego K2.  Na miejsce śmigania wybrano BSK71– czyli pumptrack na Biskupinie (jednej z dzielnic Wrocławia). Miejscówka ta jest niezwykle klimatyczna i trochę ukryta, ale idealnie przygotowana i zadbana. Ze względu na mocny upał ściganki postanowiono urządzić chłodnym wieczorem. I nie byłoby w tym nic trudnego, gdyby nie fakt, że na miejscu nie ma ani jednej latarni. Jak temu zaradzić? To proste. Wystarczy ruszyć głową i znaleźć takie rozwiązanie, że nie tylko wszyscy pośmigają, ale i długo po tym będą zbierać kopary z wrażenia. Tak właśnie było na BSK71. Zmrok na torze rozświetliły setki lampek choinkowych, ustawionych po dwóch stronach toru, jednocześnie wyznaczając całą linię przejazdu. Trochę romantycznie brzmi, nie? Ale w rzeczywistości – powalało z nóg. Z resztą wyglądało to mniej więcej tak: Formuła zawodów była iście chill-outowa. Bez kategorii, bez spiny – czysty fun.  Nie mniej jednak w tych klimatycznych warunkach, tor wyjaśnili lokalesi, którzy odesłali przyjezdnych z przemyśleniami i motywacją na kolejny dzień ścigania. Wszystkim, którzy wystartowali przybijamy wysoką piątkę- klimat i zabawa nie z tej ziemi! Szczególne podziękowania należą się tutaj ekipie Timing Days, za koncepcję i realizację tego niesamowitego, rowerowego eventu. To właśnie taki przykład powinni dawać lokalesi- głowa pełna pomysłów! Szacun! Warto także podziękować Pawłowi z HorizonBikes, który ufundował nagrodę w losowaniu- szałową ramę COVE, której posiadaczem stał się młodziutki Przemek Abramowicz. Wszyscy jednak wiemy, że chłopak zrobi z niej właściwy użytek, bo lata z prawdziwym UK-style 🙂 Za wspaniałe foty dziękujemy: Joannie Bech i Maksowi Rudnikowi.   Dzień drugi: NIEDZIELA Niedzielne ściganki przeniosły się na docelowy punkt weekendowego spotkania- miejscówkę Killi K2. W niedzielę od samego rana słońce równie mocno przygrzewało. Na miejscu udało się nam być ok 10.30. A tam… robota wre! Jedni uprzątają tor, inni zamiatają najazdy, ekipa Timing Days rozkłada swój namiot i pomiar czasu, chłopaki z Radicala krzątają się dopinając wszelkie ustalenia. kilka godzin później… Na killi prócz sporej ilości startujących zgromadziło się masę widzów. Niektórzy przybywali z aparatami, kamerami, zupą chmielową. Na miejscu wyglądował także HELICAM, który wzbudził u wszystkich zachwyt- mega sprzęt! Wracając jednak do tematu ścigania. Niedziela była już bardziej oficjalna, bo przecież pod szyldem serii imprez Pumptrack Masters. Zawodnicy zapisali się do odpowiednich kategorii i maszyna ruszyła. Żar lał się z nieba, każdy ze startujących dzielnie przecierał spocone czoło. Zawodników podzielono na następujące kategorie: kobiety, bmx, skrzaty, hobby i pro. W kategorii hobby ze względu na sporą ilość startujących postanowiono zrobić eliminacje, które przepuszczą do ścisłego finału jedynie 10 najszybszych zawodników. To dodało jeszcze większej pikanterii! Ostatecznie triumfy kolejny raz odnieśli lokalni riderzy, którzy znając dobrze swoje miejscówki nie ustąpili czasem nawet doświadczonym zawodnikom 4x takim, jak np. Remek Oleszkiewicz, czy Maciek Kucbora. Nie mniej jednak gratsy należą się wszystkim, nie tylko za sportowe emocje, ale za rowerowy klimat, luźną atmosferę i prawdziwą determinację, do walki z czasem w tak ciężkich warunkach.   W kategori PRO wygrał zwycięzca nocnego pumptracka, wrocławianin Dominik Nienart, którego uważamy za niezły talent i jeżeli tak samo wymiata na innych torach wróżymy mu niebawem sukcesów na arenie racing BMX. W kategorii kobiet zwyciężyła niezawodnie wychowanka Burn Dirtparku – Dominika Wałach, w kategorii skrzatów utalentowany Szymek Adamczyk ,w kat. BMX bez niespodzianki pierwsze miejsce wypompował  Bartek Giemza, a najlepiej obsadzoną kategorię hobby wyjaśnił także lokalny as –  Marek Nowak. Gratulujemy! Oby tak dalej! Dziękujemy sponsorom cyklu Pumptrack Masters – adidas originals, MTB33.pl i Burn Dirtpark oraz ekipom TimingDays, RadicalSM,  KilliK2 za ten wspaniały pumptrackowy weekend! Do zobaczenia na październikowym Pumptrack Masters w Warszawie! Za wspaniałe foty dziękujemy:  Maksowi Rudnikowi, Michałowi Matusewiczowi oraz duetowi Paweł „Rogal” Rogacki i Katarzyna Salanyk]]>