Nasz dobry znajomy z południa- czeski freerider Jakub „Kubajsz” Fiser podesłał do redakcji Joy Ride swój materiał dotyczący nowego roweru AGang Ninja 3.0. Kubajsz testował przez ostatnie dni tę całkiem klawo wyglądającą maszynę- chcecie wiedzieć , co powiedział na jej temat? No to zapraszamy do lektury testu.
„Jakoś tak się działo, że od początku jesieni nie miałem okazji, żeby wyjść na rower- to było, jak prawdziwe tortury. Na szczęście w moje ręce trafił niedawno ciekawy rower- AGang Ninja 3.0, którego postanowiłem przetestować przy najbliższej okazji- a od tej dzieliło mnie zaledwie kilka dni do nadchodzącego weekendu.
Muszę jednak przyznać, że trochę obawiałem się pierwszego spokania z Ninją 3.0. Rower o skoku 170 z przodu i z tyłu klasyfikuje się do freeride’ówek, a przede mną było zwiedzanie gór bez wyciągu. Okazało się jednak, że w tym przypadku możliwe jest też podjeżdżanie. Zdecydowanie ułatwia to teleskopowa sztyca i korba z podwójną zębatką, która w zestawieniu z pozostałymi komponentami tworzyła dość uniwersalny i płynnie działający setup.
Nadszedł upragniony weekend i ruszyliśmy na pierwszą randkę- celem była lokalna trasa w Decinie. Wjazd zacząłem na 135m.n.p.m i postanowiłem wspiąć się do samej wieży, która wyznacza poziom 730m.n.p.m. Pierwsze kilkadziesiąt metrów napełniło mnie niemałymi obawami- jak po długiej przerwie poradze sobie na takiej maszynie?- przecież to będzie męka, a nie przyjemność. Zanim jednak wyruszylem ustawiłem sobie zawieszenie pod moją wagę (za to właśnie lubię powietrzne zawieszenie). Dzięki temu po pierwszym bezdechu dałem radę wrócić do dawnego rytmu i osiągnąć poziom wieży. Po kilku minutach od rozpoczęcia jazdy zblokowałem skok dampera, przerzuciłem łańcuch na mały blat 22t i bez wiekszych problemów połykałem kolejne części podjazdów.
Rama modelu Ninja 3.0 wykonana jest z tych samych materiałów i rurek, co jej zjazdowa wersja Ninja DH- dzięki temu rower daje wrażenie bardzo solidnego i sztywnego. Ponadto wbrew pierwszym wrażeniom całkiem nieźle się wspina. Może nie tak dobrze, jak jego endurowy odpowiednik Patriot- ale nadal jest to temat możliwy do zrealizowania. Po prostu nie w racingowym stylu.
Podczas udanej wycieczki robiłem sobie sporo przystanków. Wystarczyło, że po drodze zauważyłem jakąś ciekawą przeszkodę, czy singla i zaraz objeżdżałem go na Ninji. To samo było, kiedy dojechałem do małego pumptracku- zrobiłem na nim kilka rundek testując rower w ciasnych bandach i na krótkich double’ach. Możecie zobaczyć to na filmie poniżej. W nim też zobaczycie, jak rower spisywał się podczas zjazdu od wieży. W słuchawkach zagrała muzyka, puściłem klamki hamulców. Rower zaczął rozpędzać się w dół po śliskim podłożu. Czułem małe uślizgnięcia kół, ale powodowało to tylko powiększanie się uśmiechu na moich ustach.
Chwilę później okazało się, że jestem już u podnóża góry. Uśmiech nadal, jak banan. I nagle ta myśl- człowieku, przecież nie włączyłeś kamery! To co miałem nagrane musiało mi wystarczyć. Nie było już opcji kolejnego podjeżdżania, bo nieźle zmarzłem. Jednak to pechowe wydarzenie uświadomiło mi, że ten rower stworzony jest przede wszytkim do zjeżdżania. Owszem- można się nim powspinać, ale zdecydowanie przyjemniejszy jest downhill.
Geometria roweru jest bardzo przyjemna- ale nie pytajcie mnie o liczby. W zasadzie one mnie nie interesują. Ważne jest to, jak się czuję na rowerze. A Ninja była bardzo fajna- dobrze wcinała się w zakręty i dawała poderwać w powietrze. Ciekawe zestawienie amortyzacji marki Rock Shox spisało się na medal- z tyłu Monarch, z przodu Lyrik. O hamulcach Avid Code nie muszę się rozpisywać, bo wiadomo, że to klasa sama w sobie. Pozytywnie zaskoczył mnie też napinacz e*13, który bezbłędnie pilnował łańcucha w korbie z dwoma blatami.
W zasadzie po tej testowej jeździe ciężko wspomnieć o wadach Ninji 3.0. Osobiście nie podoba mi się ta pomaracz w malowaniu. Rzuciło mi się to w oczy przy pierwszym spotkaniu z rowerem i wiedziałem, że z wizualką nie będzie w tym przypadku miłości od pierwszego wejrzenia. Zdecydowanie bardziej wolę stonowaną grafikę na ramie. Przyznam jednak, że po zabraniu roweru do lasu, kiedy jego powierzchnia zaczęła pokrywać się błotem i igłami wygląd zdecydowanie się poprawił. Może to też kwestia, że na osąd zaczęło wpływać pozytywne doznanie z jazdy. Było na tyle mocne, że w trakcie śmigania zapomniałem o tym, że rower wizualnie średnio mi się podoba. Pewnie znacie to uczucie, kiedy praca roweru przenosi was w inny świat- prawda?
Z każdym zdaniem, jakie piszę na temat Ninji 3.0 przychodzą nowe spostrzeżenia i emocje. Jeśli wszystkie bym opisał, to pewnie byście mi nie uwierzyli. Podsumowanie będzie proste- jeśli nie kupiłbym typowych rowerów do enduro i dh, to ten byłby idealnym rozwiązaniem. Sprzet spisze się w bike parku- na dropach i hopkach. Wolny freeride- jak najbardziej. Jeśli mieszkasz niedaleko gór, to sam się o tym przekonasz dosiadając AGanga Ninja 3.0. Rower się wspina i zjeżdza- czasem nawet po ciężkim terenie, ale Ty nie musisz się martwić, że coś się stanie. To bardzo mocny i stabilny sprzęt. Nie jest to sprzęt stricte enduro, ale do luźnej zabawy w terenie- w sam raz. Kończę, bo wyruszam na kolejną przejażdżkę. A Was zapraszam jeszcze na film z pierwszego testowania.”
Więcej na temat specyfikacji sprzętowej roweru Agang Ninja 3.0 przeczytacie na stronie producenta.
Foto i tekst: Jakub Fiser