O tych zawodach było głośno już od dawna. Pierwsza edycja odbyła się dobrych kilka lat temu, kiedy slopestyle zaczynał dopiero raczkować. Przez tych kilka lat wszystko bardzo się zmieniło. Patrząc choćby na poziom przejazdów można było odnieść wrażenie, że to już zupełnie coś innego. Kiedyś, żeby wygrać wystarczył flip. Teraz fronty z tailwhipem nie były żadnym szałem.
Zawody w niemieckim Munich wygrał Sam Pilgrim – pieszczoch ekipy NS BIKES. Zaraz za nim uplasował się jego teamowy kolega z zimnej skandynawii – Martin Soderstrom. Trzecie miejsce na pudle przypadło Semenukowi. 75-tysięczna widownia miała, co obserwować. Tor nie zmienił się całkowicie w porównianiu do tego poprzedniego. Kilka elementów zostało tylko delikatnie zmodernizowanych. Największą atrakcją była ostatnia hopa, która gabarytami przypominała taką z torów FMX.
Ogromny najazd dodawał kosmicznej prędkości, więc loty były niemiłosiernie wysokie. Tam też Andrzej Lacondeguy wygrał konkurs best trick – jak widać obycie w świecie motorów mocno mu pomogło. Inne ciekawostki? Do śmigania wrócił Darren Berecloth, jednak nie powalił jury na kolana. Tak samo z resztą jak młody Antony Messere z Kanady. Chociaż to dopiero początek jego kariery, więc nie mówmy hop.
Pełne wyniki:
- 1) Sam Pilgrim (GBR)
- 2) Martin Söderström (SWE)
- 3) Brandon Semenuk (CAN)
- 4) Sam Reynolds (GBR)
- 5) Cameron Zink (USA)
- 6) Thomas Genon (BEL)
- 7) Anthony Messere (CAN)
- 8) Amir Kabbani (GER)
- 9) Teo Gustavson (SWE)
- 10) Andreu Lacondeguy (ESP)
- 11) Darren Berrecloth (CAN)
- 12) Yannick Granieri (FRA)
Oglądnijcie i posłuchajcie ciekawego wywiadu z Aaronem Chasem – zwycięzcą poprzedniej edycji Districta. Opowiada o wcześniej wspomnianej ewolucji sportów rowerowych.
źródło: dirt/pinkbike