Kiedy zakończył się oficjalny sezon, a nasza ekipa nie miała już pracy przy serii eventów i budowaniu tras, postanowiliśmy nadrobić zaległości w kręceniu korbą i odwiedzić Rychlebskie Stezky – miejscówkę, o której od dawna jest głośno. Sprawdziliśmy okolicę, trasy i infrastrukturę. Oto pięć powodów, które na pewno przekonają was, by wybrać się na polsko-czeskie pogranicze.
W zasadzie to powodów, by spakować rowerowy mandżur i ruszyć na Rychlebskie Stezky jest wiele. My jednak postanowiliśmy zmieścić je w pięciu punktach. Pod każdym z rozdziałów znajdziecie galerię, która powinna dobrze zmaterializować to, o czym pisaliśmy. To co? Gotowi na małą podróż do krainy boskiego piwa, czekolady studenckiej i wszechobecnego luzu?
Powód 1: okolica
Wiele moglibyśmy pisać o tym, jak wyglądała historia tamtego regionu. Zapewne nie obyłoby się także bez twardych spostrzeżeń dotyczących dawnej, czeskiej postawy euro-politycznej. Pomińmy to, nie skupiajmy się na ciężkich tematach. W końcu nie one są powodem, by zawitać w strony pogranicza polsko-czeskiego. Za to architektura, zabytki i miasteczka, które w dużym stopniu zdają się wyglądać, jakby ich ewolucja zatrzymała się 30 lat temu. Ma to swój urok. Zwłaszcza kiedy wchodzisz do spożwczaka albo baru w podobnym klimacie. Tam piwko smakuje zupełnie inaczej! A co do zabytków: jadąc górską drogą pomiędzy Lądkiem Zdrój, a Rychlebami, natrafiliśmy na niesamowity kościół, który wybudowano na szczycie góry. Gotyckie wpływy i totalna pustka w okolicy sprawiła, że było w nim naprawdę mrocznie…
Powód 2: lokalna infrastruktura
Wyjeżdżając na rower często szukamy spokoju. Wąskie drogi górskie, małe wioski i totalna dzicz na wyciągnięcie ręki – uwierzcie, jeśli macie dość szefa, pracy, rodziny, albo czegokolwiek innego… kilka dni w takim otoczeniu pozwoli wam zebrać myśli i wrócić do pionu.
Nasza Joy’owa ekipa postanowiła skorzystać z okazji i zatrzymać się w pensjonacie znanej narciarki Karoliny Riemen Żerebeciej, który znajduje się w Lądku Zdrój. Pomysł dobry, bo na miejcu można bezpiecznie przechować, przeserwisować a nawet umyć rower. Poza tym budynek pachnie nowością, na parterze jest duża jadalnia i kuchnia, która serwowała nam smakowitą, tradycyjną kuchnię. Jeśli więc szukacie noclegów w tamtym rejonie, śmiało polecamy odwiedzić Pensjonat Trojak.
Lądek Zdrój to typowe miasteczko uzdrowiskowe, w którym u boku emerytów napijesz się źródlanej wody pachnącej zgniłym jajkiem, czy przespacerujesz się po malowniczym centrum. Nie można jednak przekreślać uroczego miasteczka: warto pokręcić się trochę po bocznych uliczkach. W ten sposób trafiliśmy na kawiarnię, która powstała w miejscu, gdzie kilka wieków temu spotykały się miejscowe elity i królewskie rodziny.
Lądek Zdrój to dobra baza do wypadu na Rychleby i okoliczne trasy. Jeśli np. zabieracie dzieciaki, rodzinę, albo rodziców, którzy nie powielają waszej rowerowej pasji – w Lądku na pewno odpoczną i znajdą coś dla siebie.
Powód 3: miejscówka
Rychlebskie Stezky są sławne nie tylko ze względu na fajne trasy i malowniczą okolicę. To także miejsce, które w ogromnym stopniu uświadomiło tysiącom polskich rowerzystów, jak wygląda czeskie, bardzo luźne podejście do życia i biznesu. Wyobrażacie sobie w Polsce centrum rowerowe, które zrobiono w starej stodole, a nie szklanym budynku podświetlanym diodami? Czesi opanowali ten luz do perfekcji. Obok knajpy znajduje się karcher do umycia zabrudzonego roweru, łazienki i pole namiotowe. Byliśmy tam późną jesienią, a i tak nie zabrakło biwakowiczów! Przed centrum ustawionych jest kilka wielkich, festynowych stołów, które pełnią funkcję integratorów. Pogaduszki o rowerach, trasie, zabawie toczą się bez znaczenia w jakim języku, nawet jeśli to przekomiczna mieszanka polskiego i czeskiego.
Powód 4: ludzie
Jeśli już piszemy o integracji, to nie sposób ominąć wrażenia, że na Rychlebach panuje inny sposób budowania relacji niż w realu. Tutaj każdy się zna (nawet jeśli się nie zna). Wszyscy witają Cię serdecznie, chętnie oglądając twój rower. Przy stole pogadasz o trasach i okolicy. A jeśli znasz się na sporcie, to i o dawnych dokonaniach Jaromira Jagra.
A kiedy ruszysz na trasę, też możesz być pewnym, że na głównych ścieżkach spotkasz sporo znakomitych osób. Niektórzy z nich to emeryci, którzy przyjeżdżają tam dla ruchu i czystego powietrza. Inni to dawni prosi jak Gabriela Williams, którą spotkaliśmy na miejscu. Kilka tygodni po nas na miejscówce pojawił się też znany Geoff Gulevich…
Powód 5: Trasy
No i pora na finał, najmocniejszy aspekt całego zestawienia argumentów – trasy. To, że tamtejsza miejscówka i sieć szlaków została wybudowana przez kompetentną i wyszkoloną ekipę, wiemy w zasadzie wszyscy. I można traktować to jako marketingowy bełkot… dopóki nie wjedzie się na trasy i nie poczuje tego, jak rewelacyjnie zostały poprowadzone. Płynność przejazdu, równe zakręty, delikatne wybicia, które amatorom pozwolą przelecieć metr, a staremu wyjadaczowi dadzą szansę, by zaliczyć niezły, kilkumetrowy transfer. Poza tym dropiki, rollery i inne… wymieniać można bez końca. Ważne, że wszystko to poukładane zostało w taki sposób, że np. – trasę superflow można przejechać w pewnej części zupełnie bez pedałowania. Ot taki wielki pumptrack, tyle że pociągnięty w dół góry. Btw. na miejscu znajdziecie też fajny pumptrack!
Fajne jest też to, że trasy są zadbane, bandy równiutkie, a każdy ze szlaków dobrze i czytelnie oznaczony. Sieć linii jest tak skonstruowana, że niemożliwe wręcz jest się zgubić. Nawet jeśli będziesz mixował opcje, to i tak finalnie znajdziesz się w centrum. To frajda dla wszystkich rowerzystów: młodych i starszych, mężczyzn, kobiet i dzieci, prosów i totalnych amatorów. Jej uniwersalność sprawia, że każdy znajdzie tam to, czego szuka – czyli rowerową przygodę w otoczeniu dzikiej natury.
Oto, co na temat wyjazdu sądzą poszczególni członkowie Joy Ride Crew:
Szymon „Siara” Syrzistie: „Do Rychleb wybierałem się już chyba od 2 lat. W tym czasie słyszałem wiele legend o tej miejscówce, w związku z którymi spodziewałem się efektu stylu „mega WoW”. Efektu mega wow nie było, nie mniej jednak miejscówka jest bardzo fajna. Wrażenie robi samo zaplecze ścieżek, wielu bikerów, wypożyczalnia, serwis, pump no i oczywiście zajawkowa knajpka. W takim klimacie pierwsze na co miałem ochotę to niekoniecznie jazda na rowerze, ale pyszną czeską Holbę i lokalne wypieki.Co do samych tras zdecydowanie największe wrażenie i szacunek budzi ich wykonanie. Widać, że w każdy centymetr ścieżki włożono dużo pracy dzięki czemu są one bardzo trwałe i przyjemne do jazdy. Na sławnym super flow spodziewałem się trochę większego „flow” i zdecydowanie większej ilości hopek nie mniej jednak traskę pokonuję się bardzo przyjemnie. Ciekawy też jest podjazd który daje całkiem mocno w kość, wypocić na nim można nie jedno piwko, pomimo tego że można się trochę zmęczyć to jedzie się całkiem przyjemnie ponieważ teren jest mocno zróżnicowany.”
Mateusz Mróz: „Rychleby rządzą (zaraz po dancingu, na który trafiliśmy w Lądku)! Twórcy tych ścieżek mieli sporo wyobraźni przy ich projektowaniu. Podjazdy bardzo przyjemne, różnorodne (przejazdy przez potoczek, drewniane mostki, zróżnicowana nawierzchnia), ale też wymagające. Zjazd bardzo płynny i dość uniwersalny – na trasie spotkaliśmy PRO riderkę z Czech i rodzinę z dwójką dzieciaków. Ta różnorodność o czymś świadczy…”
Kriss Basiaga: „Rychleby to super miejscowka. Od strony technicznej elegancko poprowadzone i przygotowane scieżki, baza z pumptrackiem i mini north shorem (drewnianymi wąskimi kładkami) robi fajna robotę. Czeskie piwko, nowo poznani ludzie , calość tworzy super miejsce do odpoczynku, treningu i czego tylko się chce. Polecam odwiedzić tę miejscowke!”
Mateusz Stoch: „Trasy elegancko przygotowane, nic się nie rozsypywalo, widać że cały czas ktoś się nimi zajmuje, ogólnie miejsce tez fajne, klimacik był, poprostu mega miejsce.”
Michał Łuczyński: „Rychleby to klasyk i miejscówka, którą powinien odwiedzić każdy fan mtb. To świetna odskoczna od rowerowej rutyny i bardzo konkretna lekcja „luzactwa”, którego tak często brakuje w naszym kraju. Poza super flow warto wdepnąć do knajpki na zimną Holbę i lokalne przysmaki, które choć czasem wyglądają dziwnie, to powalają smakiem. Magda Gessler też by potwierdziła!”