Maszyna do wygrywania zawodów Enduro

Czy tego chcemy, czy też nie – musimy sobie powiedzieć wprost: nastała era rowerów enduro. Widać to nie tylko po większej ilości rowerów tego typu na szlakach, ale także zawodach, których w tym sezonie było sporo. Ponadto masa informacji i nowinek, które ukazują się w necie najczęściej dotyczy sprzętu do enduro. Ale czy tak naprawdę wiemy, jak wygląda taka maszyna? Czy raczej korzystamy z wybujałego mitu? Sprawdźmy.

Jest wśród nas (rowerzystów) grupa ludzi, która słysząc słowo „enduro” wykrzywia się kwaśno, albo rzuca milion nieprzyzwoitych epitetów. Dla większości z nich ta rowerowa hybryda, która można podjechać i zjechać, to jedna, wielka ściema. Co więcej, sami też wyrzekają się po stokroć, że nigdy nie skorzystają z takiego roweru. Najczęstrze powody? Banalne – delikatna rama, dwa lub trzy blaty i przerzutka na przodzie, filigranowe zawieszenie, no i rzecz jasna – papierkowe opony.  Oczywiście podobnych wniosków możnaby wymieniać godzinami. Jednak popatrzmy na to z innej strony : oglądnijmy i posłuchajmy o rowerze gościa, który zjadł na tym sporcie zęby. Zwycięzca zeszło i tegorocznej edycji Superenduro- Andrea Bruno i jego magiczny Transition Covert.