Jesteśmy bardziej niż pewni, że podczas próby wymienienia 5 najbardziej kultowych rowerów w historii ekstremalnego mtb padłaby propozycja pt. Kona Stinky. Nic w tym dziwnego, w końcu to najpopularniejszy z rowerów znanej marki, który pomimo swojej „łamliwej natury” skradł serce tysięcy riderów na całym świecie. Po kilku sezonach pompowania modelu Operator, Kona postanowiła wskrzesić legendę.
A zaczęło się od Operatora
Od rana światowe media rowerowe huczą na temat akcji promocyjnej roweru Kona Operator. Producent zadbał o całą pakę konkretnych materiałów – włącznie z editem, w którym fruwa duet Aggy & Connor Fearon. Łyknęliśmy to. Po więcej detali Operatora wskoczyliśmy na stronę Kony, a tam… BENG. Kona Stinky, totalna budżetówka, o ile w przypadku cen Kony można użyć takiego stwierdzenia.
Budżetowa freeride’ówka Kony nie przypomina swojego protoplasty. Dostała zawieszenie, które początkowo miało trafić do tańszej wesji Operatora (ale najwidoczniej to był fake…). Nie mniej jednak Stinky znów wisi w ofercie i znów trzyma się koncepcji „roweru na start”. Ale czy naprawdę tak jest?
Co znajdziemy w wyposażeniu?
Zawieszenie generujące 200 mm skoku, koła 26 cali (stara szkoła bije brawo), zawieszenie Rock Shox’a – Domain RC i Kage R, komponenty Kony i budżetowe komponenty typu korba Truvativ Ruktion, hamulce Sram Guide R czy 9-biegowy napęd na bazie grupy Sram X7. Piasty 157×12 mm, amen.
A geometria?
No właśnie – spoglądając w tabelkę dostajemy kolejny sygnał na temat celu, jaki przyświecał projektantom nowego Stinkacza. Model wystąpi tylko w rozmiarze S i M. Zatem riderzy będą mogli wybierać z dwóch opcji bazy kół ( 1141 i 1178 mm) – krótko, to nie jest nowoczesne dh. Główka 64 stopnie, długość CS 420mm, wysokość suportu 360 mm, długość górnej rury 522 albo 557 mm. Mamy zatem dwie opcje krótszego rowery z dużym skokiem. Bez wątpienia to rower do freeride’owych szaleństw, albo dla tych, którzy chcą zacząć przygodę z poważniejszymi trasami, ale bez konieczności wskakiwania za stery typowo zjazdowych rowerów.
Ile za tę przyjemność?
Na finał odpowiemy na jedno z najważniejszych pytań – jak wygląda cena nowej Kony Stinky. No cóż… 12 799 pln. Czy zatem faktycznie to „atrakcyjna” cena dla kogoś kto zaczyna? A może wabik w postaci wskrzeszenia legendy ma być wytrychem do portfelów bardziej sentymentalnych riderów? Choć to pytanie retoryczne, to chętnie poznamy wasze odpowiedzi.