Zjazdowe panta rhei trwa. Zauważają to szczególnie Ci, którzy śledzą polską scenę DH od jej początku. Stara gwardia wskakuje za stery enduraków, a ich dawne rekordy podlegają stałemu ostrzałowi młodego pokolenia, które odważnie prze ku szybkości i stylówce. Jedną z reprezentanek grupy, na którą warto stawiać, jest Hanna Kurek. Poznajcie bliżej jej rowerową historię.
Jak to się zaczęło…?
Hania Kurek: Sezon 2015 to mój drugi rok na rowerze zjazdowym, a zarówno pierwszy w barwach klubu sportowego Gravity Revolt. Do tego sportu zaciągnęli mnie koledzy, którzy już wcześniej katowali swoje hardtail’e na Harendzie. Nikt wtedyh nie przypuszczał, że zacznę jeździć w Pucharze Polski, a nawet, że będe stać na podium na niektórych zawodach.
Krok ku „profesce”.
Hania Kurek: W sezonie 2014 startowałam jedynie na zawodach Joy Ride i na Beskidii. Z zawodów na zawody łapałam coraz większą zajawkę na rower, ale ciągle ściganie było dla mnie zabawą i kolejnym doświadczeniem życiowym. Nie brałam tego zbytnio poważnie. Odkąd Piotrek Gaik (prezes Gravity Revolt) wziął mnie pod swoje skrzydła, zobaczyłam, że w tak profesjonalnym klubie o dziwo nie są ważne ostre treningi i katowanie sprzętu, tylko po to, by urwać parę sekund. Ważni są ludzie z którymi dzielimy tę pasję. Wszyscy zachowujemy się jak rodzina.
Małe przeprogramowanie…
Hania Kurek: Osobiście zmieniłam trochę podejście do tego sportu, co wyszło mi na dobre. Minionego weekendu pojechałam do miasteczka Fiss w Austrii, gdzie odbywały się zawody IXS Rookies Games. Pierwszy raz w swojej krótkiej przygodzie z rowerem miałam szansę startować w zagranicznych zawodach i pierwszy raz zderzyłam się z rzeczywistością, która pokazała mi, jak daleko jest jeszcze Polska w porównaniu do innych państw (w kwestii rowerów). Przyjechaliśmy na miejsce w czwartek rano z nadzieją, że objeździmy prawie do perfekcji trasę, na której za dwa dni mieliśmy się ścigać. Niestety po wjeździe na górę zastaliśmy trasę zamkniętą, więc cały dzień mieliśmy na objeżdżenie wszystkich innych tras.
Wiatr w żagle…
Hania Kurek: W piątek organizator dał nam 4 godziny na zapoznanie się z trasą, potem zaczynały się tzw. seeding run’y. Na treningach mierzonych miałam 3 czas ze stratą 0,014 sekundy do drugiej zawodniczki w kategorii GIRLS U17/U19. Bardzo mnie to podbudowało. W sobotę trochę się na sobie zawiodłam, ponieważ już oficjalnie na zawodach IXS DH CUP dojechałam na metę z czwartym czasem. Ale patrząc na to z drugiej strony – trasa była naprawdę wymagająca a konkurencja naprawdę ostra, więc dobre i to czwarte. W niedzielnych nieoficjalnych Mistrzostwach Świata Juniorów niestety nie mogłam startować ze względu na wiek. Ale przecież nie tylko ja byłam tam z Polski. Jedni zadowoleni, drudzy trochę mniej, ale wszyscy cali i zdrowi, co było dla nas priorytetem.
Polska reprezentacja w Serfaus.
Hania Kurek: Michał Dendys ( 17. w kat. U17), Krzysiek Kriss Kaczmarczyk (12. w kat. U15 i to po dużej glebie na początku trasy), Igor Wypiór (14. w kat. U15) ,Wojtek Dendys (7. w kat. U13). Nie można też zapomnieć o rodzince Wypiórtonów, którzy dzielnie reprezentowali polskie barwy całym swoim składem. Podczas tych niedzielnych ściganek organizatorzy niestety połączyli kategorię kobiet z kategorią „Mother & Father”, więc wyszło na to, że mam się ścigać z mastersami, w tym z Rafałem Wypiórem, który po zbuntowaniu się jego sprzętu, ostatecznie przejazd finałowy jechał na moim rowerze. Na tle dorosłych chłopów zdobyłam 13 miejsce. Warto dodać, że wykręciłam najlepszy czas z kobiet.
Podsumowanie wypadu
Hania Kurek: Polacy ponownie pokazali, że też potrafią jeździć i kręcić naprawdę dobre czasy. Ekipa, atmosfera, zawodnicy – to wszystko zgrało się w jedną całość i wyszedł z tego naprawdę super wyjazd, który zostanie w mojej pamięci na długo.
Autor wykorzystanych zdjęć – Jacek Kaczmarczyk -> jacekslonik.pl