Lwia część rowerzystów – niezależnie jakiego odłamu- pragnie progresu i poprawiania wyników. Jest masa odpowiedzi na pytanie, jak to zrobić. Można po prostu więcej jeździć, można modyfikować sprzęt, czy też zająć się profesjonalnym treningiem z suplami. Jest też inna opcja – szlifowanie uniwersalności. Czyli kwestia śmigania na tak wielu różnych rowerach, na ilu tylko się da.
Mówiąc o uniwersalności mamy na myśli urozmaicanie sobie jazdy. Kiedyś jeden z czołowych zawodników powiedział, że lubi czasem podczas treningów korzystać z rowerów swoich kompanów. Wtedy sprawdza, jak radzi sobie w totalnie nowych warunkach, które idą w parze z innym sprzętem.
Wracając jednak do meritum. Uniwersalność, o której wspominamy daje się ostatnio mocniej zauważyć. Patrząc chociaż na nurt pump-trackowców, którzy najczęściej są ludzmi docelowo korzystającymi z ciężkich maszyn, najczęściej w górach. Skąd taka innowacja? Przecież nie chodzi tylko o modę! Wiadomo, że klucz tkwi w poznawaniu warunków jazdy na innym rowerze. Każdy, kto tylko trochę pośmigał po muldach na sztywniaku wie, że nie poszło to na marne. Praca górnej partii ciała, wzmocnienie nóg – to wszystko wyjdzie w sezonie i będzie odzwierciedlone w rezultatach. Nie mniej jednak pamiętajcie. Żadne urozmaicenie nie jest złe. Wręcz do tego namawiamy!
A kto tylko ma jeszcze możliwości śmigania od czasu do czasu na szosie, ten już totalnie wie o co kaman. Gorąco polecamy i namawiamy!
Tymczasem, oglądnijcie film o dwóch przełajowcach, na pozornie delikatnie wyglądających rowerach. Co te panocki odwalają w mieście i na dirtach – to jest warte zobaczenia! Głowę sobie dam uciąć, że nie nauczyli się tego tkwiąc tylko na rowerach przełajowych. Czyżby to kolejne potwierdzenie samych zalet – uniwersalności i różnorodności?