Aaron Gwin pod ostrzałem

Jeszcze niedawno świat pisał peany o tym, że najgłośniejszym transferem tego sezonu będzie wycieczka Sama Hilla ze stajni Speca do CRC. Nie minęło wiele czasu, a los spłatał nam niemałego figla- to już chyba taka kolej rzeczy. Teraz na językach wybornych komentatorów i młodych amatorów jest tylko jedno- Gwin i jego transfer, który można postrzegać bardzo skrajnie.

Sytuację z przejściem Aarona Gwina do ekipy Speca można porównać do meczu tenisowego. Albo raczej do oglądania jego publiki, która obserwując odbijaną piłeczkę rusza głową z prawa na lewo, z prawa na lewo. Identycznie wygląda teraz wojna w branżowych mediach, które w najbliższym czasie nie muszą się martwić o materiały do newsów.

Niektórzy analizują teksty, wyciągają wnioski, starają się szukać prawdy. To oczywiście naturalne i prawidłowe działanie. Tylko jest jeden czynnik, o którym musimy pamiętać, kiedy zabieramy się za działania typu „Rutkowski patrol”. Chodzi o  to, że materiały, które czytamy są preparowane. I nie chodzi tutaj o robotę edytorów popularnych stron, ale prawników, pr-owców i wizerunkowców, którzy przez ostatni tydzień raczej nie spali. Sporo było roboty, bo zarzuty, niczym ta tenisowa piłeczka latały od strony do strony.

Zapewne jeszcze dużo czasu minie, zanim sytuacja się ustabilizuje, a nerwowa atmosfera opadnie (jak po wielkiej bitwie kurz! o!).

Staraliśmy się dojść do pewnych wniosków, by móc skomentować to całe zamieszanie. Niestety, najlepszym komentarzem do tego ambarasu zdaje się być ostatni wpis Cam’a Cole’a– który również zmienił team (Lapierre->Yeti). Brzmiał on następująco:

„Who cares who rides what and for how much. Lets go ride our bikes” – i niech tak zostanie.